poniedziałek, 2 września 2013

Sasha Grey "Juliette society"- pierwsza polska recenzja

Książka Sashy po raz pierwszy wpadła mi w oko jeszcze w Hiszpanii na początku sierpnia. Kiedy aktorka porno lub prostytutka pisze książkę, można się spodziewać, że będzie to podkolorowana wersja jej autobiografii albo zwierzenia o porn biznesie, względnie kiczowaty romansik. Literatura zagraniczna (w przeciwieństwie do polskiej) oferuje całkiem niezły wybór tytułów w tej kategorii, co obrazuje ta lista. Poza tym zastanawiałam się, czy po wysypie klonów "50 twarzy Greya" E. L. James literatura erotyczna dla kobiet ma coś wartościowego do zaoferowania. Postanowiłam się o tym przekonać i z rumieńcami na twarzy zdobyłam "Juliette Society" w dwóch wersjach: audiobooku czytanym przez autorkę oraz ebooku, oba w języku angielskim. 
Niestety nie posiadam informacji, czy i kiedy trafi ona na polski rynek, ale z doświadczenia wiem, że często opłaca się wysilić i czytać książki w oryginale, kto za młodu przeglądał zakazane Harlequiny i śmiał się z "jego nabrzmiałego koguta" (ang. cock) lub "jej wilgotnej płci" (fr. sexe), ten wie, co mam na myśli ;)


Sasha Grey czyli... kto?


W męskim towarzystwie Sashy nie trzeba przedstawiać. Każdy wie, że to aktorka porno: szczupła, drobne piersi, uśmiech nastolatki. Swoją karierę zaczęła w 2006 roku w Los Angeles i w ciągu 5 lat w branży zdobyła 17 nagród i 68 nominacji (AVN Awards, FAME awards, XRCO Awards, XBIZ Awards).
Oprócz filmów dla dorosłych, interesowała się także modellingiem i kinem niezależnym, zagrała między innymi w "The Girlfriend Experience" (który miałam okazję obejrzeć na Warszawskim Festiwalu Filmowym).
Od 2008 roku aktywnie działa jako członek industrialnego bandu aTelecine, a smaczku dodaje fakt, że swój pierwszy koncert na żywo zagrali w Krakowie w 2012 roku na festiwalu Unsound.
Była także jedną z lektorek programu popularyzacji czytelnictwa wsród dzieci i wsparła PETA w kampanii sterylizacji zwierząt.
Ta krótka biografia pokazuje, że Sasha jest pełna ambicji, perfekcjonizmu i ma dość eklektyczne zainteresowania. Wymienia się ją w czołówce najinteligentniejszych aktorów filmów dla dorosłych  W wywiadach często podkreśla, że lubi wyzwania i to ją napędza do próbowania nowych rzeczy, był to także jeden z powodów, dlaczego napisała swoją książkę. Przejdźmy zatem do "Juliette Society".





Lojalnie ostrzegam, że w dalszej części recenzji może się zdarzyć mały spoiler ;)


50 twarzy Catherine


Główną bohaterką książki jest Catherine, bystra studentka trzeciego roku  filmoznawstwa, wydawało by się zwykła dziewczyna z sąsiedztwa. Bohaterka, z którą w zasadzie można się przez większośc czasu utożsamiać. Takie przedstawienie postaci to wielki atut Sashy jako autorki. W książce nie ma przejaskrawień, wynaturzeń czy uproszczeń tak charakterystycznych dla pornobiznesu, nie ma także tej denerwującej naiwności głównej bohaterki czy idealizacji obiektu pożądania, które na każdym kroku serwuje nam E. L. James. 
Catherine wydaje się być dojrzała emocjonalnie i doświadczona w związkach, ze swoim partnerem Jakiem jest od wielu lat. Na łamach książki znajdziemy zapewnienia o ich wzajemnej miłości i azymucie na poczucie bezpieczeństwa czy stabilizację. Przyglądając się wnikliwiej ich relacji, można dostrzec problemy każdego związku z dłuższym stażem: brak efektywnej komunikacji, długie godziny spędzane w pracy obniżają ochotę na seks, wychodzi na jaw różnica potrzeb i temperamentów partnerów. Co robi w tej sytuacji Catherine? Robi to samo, co zrobiłaby każda kobieta: FANTAZJUJE.

Jej pierwszą fantazją jest Marcus, wykładowca, którym interesuje się nie tylko ze względu na jego fizyczne atrybuty. Catherine jest sapioseksualna, co oznacza, że w pierwszym odruchu podnieca ją intelekt mężczyzny, jego wiedza, ilość przeczytanych książek, słownictwo, którym się posługuje. 
Inspiracje do swoich fantazji seksualnych czerpie często z życia codziennego, otoczenia, przeżyć i obejrzanych filmów, a wiele z nich na początku koncentruje się na obecnym partnerze. Brzmi zaskakująco normalnie, prawda?

Oczy szeroko zamknięte


Na pewno znacie stereotypy płciowe, które zakładają, że mężczyzna aktywny seksualnie nie odbiega od normalności, natomiast kobieta o wysokim libido, która mówi głośno, że lubi seks, to najpewniej nimfomanka albo dziwka. Może niektóre z Was doświadczyły tego, jak trudny i frustrujący jest związek monogamiczny, w którym to kobieta ma większe potrzeby w łóżku. Potrzeba długich lat i ogromnej pracy, aby pozbyć się stygmatyzacji kobiet z powodu wysokiego libido, które przecież niekoniecznie oznacza promiskuityzm, poliamoryzm czy wstępowanie do elitarnego klubu swingersów. Dla Catherine takie dylematy nie istnieją. Jej seksualność i budzące się w niej potrzeby są dla niej czymś... naturalnym, etapem rozwoju, zjawiskiem, które obserwuje w sobie z ciekawością. Można jej zarzucić, że wiedziona  pożądaniem  postępuje wyjątkowo bezrefleksyjnie, podczas gdy w innym miejscu dorabia ideologię do pieprzenia (pardon za dosadność), ale nie należy zapominać, że bohaterka książki jest sterowana z poziomu byłej gwiazdy porno, która widziała wszystko i doświadczyła wszystkiego, co widać w sposobie portretowania seksu. 
Domyślam się, że dla jednych będzie to wada, podczas gdy inni uznają brak moralizatorstwa czy dylematów za zaletę.
 Bohaterka posiada samoświadomość i pewnosc siebie w łóżku, której mogłaby jej pozazdrościć niejedna z nas, ma także bardzo wysoką tolerancję na zachowania, które przez typową matkę Polkę zostałyby okrzyknięte dewiacją roku, a które Catherine intelektualizuje


Przykład? Wyobraź sobie, że partner w wielkim sekrecie wyznaje Ci, że podniecają go poliestrowe majtki, jakie zazwyczaj noszą babcie, ogromne gacie, które są za brzydkie, aby zasłużyć na miano bielizny korygującej. 
Większośc kobiet albo by się zaśmiała z zażenowania, albo kategorycznie odmówiła. Dla wielu wciąż posiadanie fetyszy kojarzy się z czymś grzesznym, śliskim i niekoniecznie przyjemnym. Catherine natomiast przechodzi do porządku dziennego z tym, że wielu mężczyzn ma kompleks mamusi i... fantazjuje dalej!
Czy jednak na fantazjowaniu się kończy? Jak się zapewne domyślacie, wręcz przeciwnie.



Powieść erotyczna z okruchami kultury


W książce znajdziemy cały ogrom kulturowych smaczków i odniesień, a język używany przez Catherine świadczy o oczytaniu i erudycji (nawet ja musiałam od czasu do czasu sięgnąć do niezmierzonych bogactw Internetu, aby dowiedzieć się, w jakim kontekście użyła słowka ze starożytnej greki czy francuskiego), ale styl nie jest przeintelektualizowany, nie ma się poczucia, że coś do tekstu zostało wrzucone na siłę - wszystko współgra ze sobą, jest zaskakująco spójne ze strumieniem świadomości bohaterki.

 Lista filmów, książek i wybitnych postaci ze świata kultury, do których odwołuje się Grey, jest długa i zawiera między innymi:
  • Markiza de Sade, Einsteina, Hitchcocka, Alfreda Kinseya, Williama Blake,
  • m.in takie filmy jak: Vertigo, Citizen Kane, Shining, Belle du Jour, The Stendhal Syndrome, Eyes wide shut,
  • Biblię
Równocześnie po drugiej stronie lustra uśmiechnie się do nas seks waniliowy, elementy BDSM (SADIST jest przecież jawnym doppelgangerem Kink.com), voyeuryzm, cuckold, gangbang, orgie. Do tego dodajmy dość niejednoznaczną postać Anny, przyjaciółki-seksperta, która inspiruje Catherine do inicjacji w nieznany dotąd świat guilty pleasures.

Jednym słowem każdy powinien znależć coś ciekawego dla siebie w tym nietypowym mariażu kultury wysokiej z niską: mniej doświadczeni czytelnicy odpłyną z rozkoszą w odważne fantazje, ci bardziej doedukowani czytając uśmiechną się do wspomnień (czy osobistych, czy z ostatnio oglądanych filmów).

Recepta na udany seks według Sashy Grey?

Oto cztery prawdy, które warto wziąć sobie do serca po przeczytaniu książki. Dla mnie brzmią jak truizm, ale dla wielu mogą stanowić receptę na bardziej udany związek, lepszy seks albo pomóc w zrozumieniu siebie:


  1.  Ludzie zaskakujaco normalni/poukladani/majacy kregolslup moralny we właściwym miejscu/ (odpowiednie skreślić) robią w łózku rzeczy, ktorych nie powstydziłby się rzeczony de Sade. 
  2. Nie powinniśmy się wstydzić siebie ani swojej seksualności - znajomość swojego ciała i jego potrzeb to podstawy satysfakcjonującego seksu.
  3. Do udanego życia seksualnego potrzebny jest dopasowany pod tym względem partner.
  4. Fantazjuj!
Jest jeszcze kilka kontrowersyjnych kwestii poruszonych w książce, z którymi chciałabym polemizować:

  1. Anatomia zdrady. Dobrze wiecie, jak to się zaczyna. Od niespełnionych potrzeb, sfrustrowania, fantazji - i w końcu skoku w bok, którego większość ludzi żałuje. Tymczasem zapominamy, jak ważne w związku jest rozmawianie ze sobą, często wielokrotnie trudniejsze niż komfort sypiania z nieznajomym.
  2. Hipokryzja. Prostytucja jest zła, bo wyemancypowana kobieta nie lubi, jak wyznacza się jej wartość - przy równoczesnej akceptacji faktu, że najlepsza przyjaciółka Catherine uprawia wyuzdany seks za pieniądze?
  3. Hedonizm. W końcu bohaterka jest w swoich mrocznych pragnieniach egotycznie skupiona na sobie i niezainteresowana szukaniem wspólnego mianownika z partnerem, którego zna od lat.
  4. Brak myślenia o konsekwencjach. Akceptacja perwersji czy brak moralnej oceny jest OK, ale przy seksie transgresywnym, hardcore'owym, BDSM, warto najpierw pomyśleć, porozmawiać, ustalić limity - a dopiero później działać...

First rule of Night Club: you don't talk about Night Club!


Książka została okrzyknięta kobiecą, erotyczną wersją "Fight Clubu", co dla mnie osobiście jest jednym, wielkim nieporozumieniem. Owszem, mamy tu tajny klub, tajemnicę, pragnienie władzy, przemoc (w erotycznym kontekście), ale na tym podobieństwa się kończą. Zarówno film Finchera, jak i książka Palahniuka są głęboką, autoironiczną refleksją na temat współczesnego świata - podczas gdy debiut Sashy jest portretem kobiety odkrywającej siebie przez seks. 
Portretem udanym, dość wiarygodnym, ale efekt końcowy psuje zbanalizowana refleksja, że fantazje często są piękniejsze niż rzeczywistość i musimy żyć z brzemieniem naszych postępków, aby uratować długo budowane szczęście. Tylko i aż tyle.
Pragnę jednak zaznaczyć, że o ile "50 twarzy Greya" zostało okrzyknięte porno dla sfrustrowanych gospodyń domowych, o tyle po "Juliette Society" niech sięgną raczej młode, otwarte kobiety, które cykl E.L. James uznały za infantylny.



I to tyle :) Dajcie znać, czy spodobała Wam się książka!































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz