czwartek, 29 sierpnia 2013

Tylko Bóg wybacza - czyli krótka historia o zabijaniu

Fragment oficjalnej recenzji z portalu kinowego:
Julian (Ryan Gosling) jest właścicielem klubu w Bangkoku, w którym prowadzi nie do końca legalne interesy. Kiedy jego brat Billy zostaje zamordowany, życie Juliana radykalnie się zmienia. Ich matka (Kristin Scott Thomas) oczekuje, że młodszy syn odnajdzie zabójców brata i go pomści. Mężczyzna - mimo oporów i wątpliwości - postanawia dotrzeć do człowieka, który prawdopodobnie stoi za śmiercią Billy'ego. Wie tylko, że w ciemnych zaułkach miasta nazywają go Aniołem Zemsty...


Sin city


"Tylko Bóg wybacza" to kolejna historia mężczyzny z przeszłością, naznaczonego skazą, dla którego każdy wybór pociąga za sobą przewidywalne konsekwencje. Julian nie jest tu ani amantem z komedii romantycznych, ani twardzielem z "Drive". Śmierdzi strachem. Jego spojrzenie często jest przeraźliwie puste, jak gdyby działał tylko napędzany impulsywnym, brudnym instynktem, który każe mu zacisnąć pięści i walczyć, aby przeżyć. Trudno darzyć go sympatią, bo w jego świecie każdy ma zbrukane krwią ręce, brak tu miejsca na papierowe postacie, które jednoznacznie są dobre lub złe.
Wbrew temu, co można przeczytać, Julian zdaje się nie mieć ani rozterek wewnętrznych, ani oporów przed popełnieniem przestępstwa. Gra według dokładnie tych samych zasad, co jego antagonista.


Pani Zemsta


Juliana otaczają kobiety o dużo silniejszym rysie i charakterze, a związki z nimi ocierają się o BDSM.
Mai, jego kochanka i prostytutka w klubie, którym zarządza, wyznacza mu relację, w której często jest biernym voyeurystą: "patrz, ale nie dotykaj". To ona decyduje o tym, co może z nią uczynić i na jakich zasadach. W kontaktach między nimi kluczową rolę odgrywają ręce Juliana, często wyprostowane, oparte na udach na znak uległości, a zaraz potem zaciśnięte w pięść.

Z matką łączą go toksyczne relacje pełne napięcia, w których widać ewidentną dominację psychiczną kobiety. Crystal nie prosi, Crystal żąda - a najmniejszy przejaw nieposłuszeństwa skutkuje wybuchem złości. Jest zimna, wyrachowana, doskonale wie o tym, że cel uświęca środki. Nie boi się wykorzystywać swojej pozycji do ciemnych interesów, w których jest równie sprytna, co otaczający ją mężczyźni.

Jest doskonałą manipulantką, która nie czuje wstrętu przed poniżaniem własnego syna i wywieraniem na nim presji, co skutkuje tym, że Julian przenosi frustracje z matki na Mai.






Czerwone i czarne


Film bardzo mocno trzyma w napięciu głównie dzięki mistrzowskiemu zastosowaniu tenebryzmu i gry kolorów. Bohaterowie bez przerwy jakby wyłaniają się z ciemności, wizje i skojarzenia przeplatają się z rzeczywistością, a pustka ziejąca z dużych przestrzeni wyostrza przekonanie, że ktoś obcy czai się tuż za rogiem.
W ujęciach przeważa czerń i czerwień, jak gdyby reżyser chciał wzmocnić nimi ciemność kryjącą się w człowieku, seks i śmierć, zbrodnię i karę. Symbolizm kolorów współgra z symbolizmem zwierząt, w klubie główną dekoracją są sylwetki tygrysów oraz smoków, co doskonale współgra z manifestacją siły, męskością czy agresją, przez co nawet drugi plan potęguje ekspresyjny ładunek filmu.
Podobnie jak w "Drive" ciężko jest tu dopatrzeć się wpadających w ucho hitów, które mogą samodzielnie funkcjonować na listach przebojów. Muzyka jest hermetycznie przypisana do filmu, stanowi perfekcyjne dopełnienie nastroju grozy i oczekiwania.


"Jednostką obiegową stał się szczur"


 Nicolas Winding Refn kontynuuje w kolejnym filmie zatrważająco pesymistyczną wizję świata, w której pojęcie normalności ulatnia się z zapachem potu, krwi oraz testosteronu. Bangkok jawi się jako miejsce chaosu, gdzie jedynym prawem jest prawo silniejszego i Kodeks Hammurabiego. Ofiara zawsze staje się katem, kat ofiarą, a spirala przemocy kręci się, jakbyśmy byli szczurami rzuconymi w rynsztok historii. 

To nie jest film pełen rozterek moralnych ani emocjonalnych. To męskie, brutalne kino, gdzie zemsta jest katharsis, katharsis okazuje się śmiercią, a przemoc głównym czynnikiem katalizującym losy głównych bohaterów. Oczywiście można się zastanawiać, na ile słuszne jest epatowanie wciąż tymi samymi motywami, które przewijają się od "Valhalli", po "Bronsona", "Drive" i "Tylko Bóg wybacza". Czy Refn faktycznie pokazuje ludzką naturę taką, jaką widzi, czy tylko przejaskrawia ją, abyśmy mogli wyraźniej zobaczyć nasze wady przez krzywe zwierciadło? Do czego ma nas skłonić wiwisekcja przemocy? Czy wszyscy ludzie są predestynowani do popełniania błędów, amoralnego zachowania i niszczenia tego, co w nich dobre? 
Z tymi pytaniami Was zostawiam. Obejrzyjcie film :)





2 komentarze:

  1. Odnośnie opisu Twojego profilu: po angielsku piszemy oneironaut nie onironaut. Ta druga forma obowiązuje np. w hiszpańskim. Nie ma też takiego kierunku sztuki jak orpheism. Jest orphism. :)

    OdpowiedzUsuń