O relacjach damsko-męskich słów kilka...
Do
tej notki skłonił mnie tekst Chica
Mala. Przeczytałam i... opadły mi ręce. Po głowie kołatała
mi się tylko jedna myśl - czy kobiety naprawdę zapomniały, jak
uwodzić facetów? Czy potrzebne nam są porady z ''podstawówki
flirtu"? Czy popkultura i schematy powielane w gazetach,
serialach tak zamieszały nam w głowach, że zupełnie nie
odnajdujemy się w rzeczywistości? Ile z nas jest w stanie traktować
porady jak z "Cosmopolitan" ze śmiertelną powagą?
Zacznijmy
od podstaw, czyli od wizji kobiety, którą ukazuje Chica w swoim
tekście. Niezmiernie przypomina mi ona Bridget Jones. Nazwijmy ją
zatem jej imieniem i przejdźmy do krótkiej charakterystyki.
Kim jest Bridget Jones?
Bridget
to kobieta między 25 a 40 rokiem życia. Czuje się zagubiona po
bardzo długim związku i niekoniecznie wie, jak odnaleźć się w
sytuacji flirtu (w końcu sporo się zmieniło od czasu, w którym
ostatni raz była na randce) lub zwyczajnie średnio sobie radzi w
relacjach z mężczyznami. Jest nieco zahamowana, zafiksowana w
postawie "Chciałabym, ale się boję". Z jednej strony nie
stać ją na zdecydowany krok, bo nie chce być postrzegana jako
frustratka, a równocześnie chciałaby zjeść ciastko, przeżywając
wyczekiwaną "kolację ze śniadaniem".
Czy
tylko ja widzę tu paradoks?
Bridget
jest także idealnym przykładem na stereotypy płciowe i uleganie
oczekiwaniom, jakie stawia kobiecie dzisiejszy kanon piękna.
Obsesyjnie myśli o własnej atrakcyjności: musi być "wygolona
i wymyta w strategicznych miejscach". Czy
którykolwiek z heteroseksualnych facetów mających udane życie
seksualne kiedykolwiek zastanawiał się, czy jest wystarczająco
''wygolony i wymyty"? Czy naprawdę są na świecie osoby, które
przed pójściem do łóżka pytają, czy umyłaś zęby lub kiedy
robiłaś ostatni raz siku? Przepraszam za obsceniczność, ale
groteskowość/kuriozalność tego zdania zwyczajnie odbiła mi się
czkawką.
"Odpowiednio
namiętny całus może dopiero rozpocząć noc, a nie ją zakończyć.
Trzeba być jednak przygotowanym na to, że wszystkie takie zabiegi
nie odniosą spodziewanego rezultatu. Nie wiemy, co siedzi w głowie
drugiego człowieka, lepiej więc przygotować się na każdy ze
scenariuszy." Ona trochę się pouśmiecha, da się pocałować,
ale jak facet nie zrozumie jej intencji, to nie jej wina, w końcu
ludzie są różni i tak miało być. A że jej zabiegi nie prowadzą
do seksu? To przecież nie jej wina – nikt nie uczył jej empatii
ani zadawania pytań wprost.
Co się stało z kobietami?
Uważam,
że największą tragedią naszych czasów jest przekonanie,
że mężczyzna powinien się domyślać, czego chcemy oraz co tak
naprawdę chodzi nam po głowie. Niestety mimo wielu cudów nauki nie
udało nam się wyhodować pokolenia męskich telepatów. Może więc
zamiast zachęcać do dawania dwuznacznych sygnałów, powinnyśmy
postawić na szczerość wobec siebie i innych? Komunikacja jest
kluczowym elementem każdego udanego związku – zarówno na
płaszczyźnie werbalnej, jak i niewerbalnej. Oznacza ona świadome
nadawanie komunikatu, ale również aktywne słuchanie.
Warto
zacząć ten temat od komunikacji z samą sobą. Zanim
pójdziemy na jakąkolwiek randkę, zastanówmy się nad własnymi
intencjami. Znajomość własnych potrzeb, pragnień i oczekiwań
znacznie ułatwia sprawę, zapobiegnie także kacom moralnym,
frustracjom oraz innym dysonansom poznawczym kiedy okaże się, że
jednak potrzebowaliście czegoś innego.
Aktywne
słuchanie to w tym wypadku wykorzystywanie wrodzonego daru
empatii i reagowania na to, co on do Ciebie mówi. Zakładam, że
jeśli sytuacja jest na tyle zaawansowana, że doszło do trzeciej
czy kolejnej randki, to macie ze sobą kontakt za pomocą telefonów,
SMSów, komunikatorów, portali społecznościowych. To idealne
miejsce do podgrzewania atmosfery, flirtu i mniej lub bardziej
subtelnego pytania o intencje.
Zadbanie
o "seksowną" atmosferę nie polega zatem na zapaleniu
kilku świeczek i mrugnięciu w stronę łóżka, ale jest procesem.
Czy w tym kontekście
porady typu: ''ogól się i zaproś go do siebie'' nadal brzmią
mądrze? Co się stało z nami, kobietami, że zapominamy o swoich
największych atutach? Gdzie jest w tym wszystkim teasing,
wywołanie u niego napięcia przed spotkaniem, drobne dwuznaczności?
Bo
przecież nikt nie powie mi, że kobieta zostaje opanowana nagłą
żądzą znikąd, ot tak, w połowie spotkania. Nasze reakcje
wynikają z nastawienia,
z jakim na owo spotkanie przychodzimy oraz z interakcji
z osobą, z którą się umówiliśmy.
Jeśli
między partnerami jest "chemia" i wzajemne zrozumienie, to
nie trzeba nikogo ''prowokować" i niczego sztucznie
przyspieszać - tylko rzeczy dzieją się same ;)
***
Post Scriptum
Na końcu perełka od Chica Mala:
"nie ufam facetom, których trzeba namawiać do seksu". Tak
się składa, że ja wręcz przeciwnie. Oddam Chice z nawiązką
wszystkich tych dziwnych i/lub anonimowych adoratorów, którzy
chodzą przez fizys na skróty i rekompensują swoje emocjonalne
braki szybkim seksem.
Tęsknię
za poczuciem intymności. Mam wrażenie, że ludzie często
zapominają się o siebie starać, że są nastawieni na branie,
często jednorazowe, konsumpcyjno-kompulsywne znajomości, ale o tym
może kiedy indziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz