niedziela, 24 listopada 2013




O relacjach damsko-męskich słów kilka...



Do tej notki skłonił mnie tekst Chica Mala. Przeczytałam i... opadły mi ręce. Po głowie kołatała mi się tylko jedna myśl - czy kobiety naprawdę zapomniały, jak uwodzić facetów? Czy potrzebne nam są porady z ''podstawówki flirtu"? Czy popkultura i schematy powielane w gazetach, serialach tak zamieszały nam w głowach, że zupełnie nie odnajdujemy się w rzeczywistości? Ile z nas jest w stanie traktować porady jak z "Cosmopolitan" ze śmiertelną powagą?

Zacznijmy od podstaw, czyli od wizji kobiety, którą ukazuje Chica w swoim tekście. Niezmiernie przypomina mi ona Bridget Jones. Nazwijmy ją zatem jej imieniem i przejdźmy do krótkiej charakterystyki.

Kim jest Bridget Jones?

Bridget to kobieta między 25 a 40 rokiem życia. Czuje się zagubiona po bardzo długim związku i niekoniecznie wie, jak odnaleźć się w sytuacji flirtu (w końcu sporo się zmieniło od czasu, w którym ostatni raz była na randce) lub zwyczajnie średnio sobie radzi w relacjach z mężczyznami. Jest nieco zahamowana, zafiksowana w postawie "Chciałabym, ale się boję". Z jednej strony nie stać ją na zdecydowany krok, bo nie chce być postrzegana jako frustratka, a równocześnie chciałaby zjeść ciastko, przeżywając wyczekiwaną "kolację ze śniadaniem". 
Czy tylko ja widzę tu paradoks?

Bridget jest także idealnym przykładem na stereotypy płciowe i uleganie oczekiwaniom, jakie stawia kobiecie dzisiejszy kanon piękna. Obsesyjnie myśli o własnej atrakcyjności: musi być "wygolona i wymyta w strategicznych miejscach". Czy którykolwiek z heteroseksualnych facetów mających udane życie seksualne kiedykolwiek zastanawiał się, czy jest wystarczająco ''wygolony i wymyty"? Czy naprawdę są na świecie osoby, które przed pójściem do łóżka pytają, czy umyłaś zęby lub kiedy robiłaś ostatni raz siku? Przepraszam za obsceniczność, ale groteskowość/kuriozalność tego zdania zwyczajnie odbiła mi się czkawką.

"Odpowiednio namiętny całus może dopiero rozpocząć noc, a nie ją zakończyć. Trzeba być jednak przygotowanym na to, że wszystkie takie zabiegi nie odniosą spodziewanego rezultatu. Nie wiemy, co siedzi w głowie drugiego człowieka, lepiej więc przygotować się na każdy ze scenariuszy." Ona trochę się pouśmiecha, da się pocałować, ale jak facet nie zrozumie jej intencji, to nie jej wina, w końcu ludzie są różni i tak miało być. A że jej zabiegi nie prowadzą do seksu? To przecież nie jej wina – nikt nie uczył jej empatii ani zadawania pytań wprost.


Co się stało z kobietami?


Uważam, że największą tragedią naszych czasów jest przekonanie, że mężczyzna powinien się domyślać, czego chcemy oraz co tak naprawdę chodzi nam po głowie. Niestety mimo wielu cudów nauki nie udało nam się wyhodować pokolenia męskich telepatów. Może więc zamiast zachęcać do dawania dwuznacznych sygnałów, powinnyśmy postawić na szczerość wobec siebie i innych? Komunikacja jest kluczowym elementem każdego udanego związku – zarówno na płaszczyźnie werbalnej, jak i niewerbalnej. Oznacza ona świadome nadawanie komunikatu, ale również aktywne słuchanie.

Warto zacząć ten temat od komunikacji z samą sobą. Zanim pójdziemy na jakąkolwiek randkę, zastanówmy się nad własnymi intencjami. Znajomość własnych potrzeb, pragnień i oczekiwań znacznie ułatwia sprawę, zapobiegnie także kacom moralnym, frustracjom oraz innym dysonansom poznawczym kiedy okaże się, że jednak potrzebowaliście czegoś innego.

Aktywne słuchanie to w tym wypadku wykorzystywanie wrodzonego daru empatii i reagowania na to, co on do Ciebie mówi. Zakładam, że jeśli sytuacja jest na tyle zaawansowana, że doszło do trzeciej czy kolejnej randki, to macie ze sobą kontakt za pomocą telefonów, SMSów, komunikatorów, portali społecznościowych. To idealne miejsce do podgrzewania atmosfery, flirtu i mniej lub bardziej subtelnego pytania o intencje.

Zadbanie o "seksowną" atmosferę nie polega zatem na zapaleniu kilku świeczek i mrugnięciu w stronę łóżka, ale jest procesem. Czy w tym kontekście porady typu: ''ogól się i zaproś go do siebie'' nadal brzmią mądrze? Co się stało z nami, kobietami, że zapominamy o swoich największych atutach? Gdzie jest w tym wszystkim teasing, wywołanie u niego napięcia przed spotkaniem, drobne dwuznaczności?
Bo przecież nikt nie powie mi, że kobieta zostaje opanowana nagłą żądzą znikąd, ot tak, w połowie spotkania. Nasze reakcje wynikają z nastawienia, z jakim na owo spotkanie przychodzimy oraz z interakcji z osobą, z którą się umówiliśmy.
Jeśli między partnerami jest "chemia" i wzajemne zrozumienie, to nie trzeba nikogo ''prowokować" i niczego sztucznie przyspieszać - tylko rzeczy dzieją się same ;)

***

Post Scriptum
 Na końcu perełka od Chica Mala: "nie ufam facetom, których trzeba namawiać do seksu". Tak się składa, że ja wręcz przeciwnie. Oddam Chice z nawiązką wszystkich tych dziwnych i/lub anonimowych adoratorów, którzy chodzą przez fizys na skróty i rekompensują swoje emocjonalne braki szybkim seksem.
Tęsknię za poczuciem intymności. Mam wrażenie, że ludzie często zapominają się o siebie starać, że są nastawieni na branie, często jednorazowe, konsumpcyjno-kompulsywne znajomości, ale o tym może kiedy indziej.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz