Dziś będzie nietypowo, bo o dziele jednego z mężczyzn, który towarzyszy mi niezmiennie przez kilka dobrych lat mojego życia. Z Deftones przyjaźnię się od dawien dawna, ale fascynacja nimi stopniowo gaśnie na rzecz sideprojectów Chino, czyli Palms i ††† (Crosses).
Te trzy zespoły bardzo się od siebie różnią, różnią się także moje wspomnienia z nimi związane.
Deftones to młodzieńcze czasy fascynacji muzyką okołometalową, z kilkoma mocnymi szlagierami, których wypatrywało się na VIVA ZWEI czy MTV.
Palms to nieco bardziej progresywne plumkanie, które przez Barcelonę nieodmiennie będzie mi się kojarzyć ze słońcem i wakacjami. To świetna muzyka do ruszania w podróż.
††† (Crosses) jest bardzo elektroniczną, lekką muzyką, w której wokal Chino pełni dominującą rolę. Bardzo mnie cieszy zmiana atmosfery, jaka następuje pod flagą Krzyży. Nie słychać tu typowej dla Deftones maniery w sposobie konstruowania wokalu, no i zdecydowanie wolę jak Chino unika górnych rejestrów swojej skali ;)
EP1 nie pzostawia zbyt wielu wspomnień, EP2 jest dużo przyjemniejsza w odbiorze, ale cała notka powstała w zasadzie przez fascynację "Bitches brew", singla z ich debiutanckiego albumu, który zostanie wydany 11 lutego 2014 roku.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam ten kawałek, byłam pewna, że to miłość od pierwszego usłyszenia, która zakończy się najprawdopodobniej tym, że song zamieni się w wielogodzinnego earworma. I tak się stało, słucham tej piosenki non-stop kilka godzin na dobę od dłuższego czasu - dobrze wiem, że to zakrawa na obsesję, ale "czuję" te dźwięki wewnątrz siebie bardzo intensywnie.
Chyba każdy z nas ma taki song, który w jakiś sposób manifestuje to, kim się w danej chwili czuje lub co czuje - lub słuchając ma wrażenie, że mógłby sam skomponować coś podobnego. Ja pod skórą mam właśnie Bitches Brew ;)
Zaczynając od początku i po Bożemu, należałoby poświęcić chwilę tytułowi. Nie, nie jest to nawiązanie do kamienia milowego jazzu. Dosłownie można to przetłumaczyć jako "Warzenie suk" - aczkolwiek ja wolę swoje wolne tłumaczenie w postaci "suczego naparu", który niejako przekierowuje interpretację na właściwe tory. Słuchając słów piosenki ma się bowiem wrażenie, że bitches brew jest po prostu zmodernizowaną wersją witches' brew. Zresztą Urban dictionary ironicznie nazywa tak drink, po krórym rozochocone kobiety biją się o mężczyzn niczym bohaterki show Jerry'ego Springera.
Widzicie oczyma wyobraźni czarownice warzące tajemniczy napar magiczny w kociołku nad ogniskiem? Świetnie! Skoro już wiemy, o czym mniej-więcej jest piosenka (w końcu tytuł predestynuje treść), sięgnijmy głębiej, do warstwy tekstowej i interpretacyjnej.
Tekst piosenki znalazłam tutaj, aczkolwiek wujek Google w tym zakresie jest zapewne dość hojny ;)
Kto:
Z kontekstu zakładam, że przedmiotem piosenki jest kobieta, zaś historię wyśpiewuje jej partner (partner in crime chciałoby się napisać) lub przynajmniej ktoś z nią związany. Więź może mieć charakter rytualny lub emocjonalny...
Gdzie:
Nikogo chyba nie dziwi, że wszystko odbywa się pod zasłoną nocy, gdzieś w lesie lub na wolnej przestrzeni. Księżyc wspina się po nieboskłonie, w tle pojawiają się wilki. Płonie ognisko.
Co:
W pierwszej zwrotce podmiot liryczny jest tylko obserwatorem tego spektaklu: kiedy ustają strzały, wilczy zew i możliwość obserwacji cyklu przemiany dziewczyny budzi w nim ekscytację. Jest tu mowa o budzącym się wewnątrz niej duchu i zmianie kształtu (w domyśle: z ludzkiego w nieludzki).
Druga zwrotka jest nieco bardziej sensualna: Mężczyzna pokazuje się bestii w momencie, kiedy kolana dziewczyny są rozwarte, a taniec, ruch czy potrząsanie nią wyzwala dodatkowe pokłady ciemnych mocy. Mężczyzna jednoczy się z kobietą, zyskując podobne atrybuty (pazury).
Refren jest już bardziej niespokojny:
Z płomieni ogniska
czuję jak pełzniesz do mojego łóżka
rzucając cienie w niebo
patrzę jak pełzniesz ku mnie
Słuchając tego mam nieodparte wrażenie, że coś podczas rytuału poszło nie tak, zaburzając poczucie bezpieczeństwa podmiotu lirycznego. Może przemiana nie była kompletna, może zabrakło doświadczenia, albo zwyczajnie coś poszło nie tak i ciemne moce zawładnęły ciałem kobiety?
W tej nieludzkiej formie pełznie mu do łóżka, skąpana w płomieniach ognia. Brzmi niepokojąco, prawda? Nastrój grozy potęguje dodatkowo fakt, że Chino wykrzykuje z emfazą: "Powiedz coś, pomódl się do czegoś" jak gdyby podmiot liryczny przestraszył się własną kreacją i desperacko chciał odgonić to, co przywołał.
Wnioski:
Przez chwilę zastanawiałam się, czy w całej tej historii z wilkami, pazurami i wielką przemianą w świetle księżyca nie chodzi po prostu o wilkołactwo, ale po dłuższym namyśle stwierdziłam, że rozszerzenie zakresu interpretacji o bardziej ogólne pojęcia (rytuał i magia) jest znacznie ciekawsze.
Utwór przypomina mi bardzo matriarchalną Bogini Matkę, której pierwiastek tkwi w każdej kobiecie. Cykle księżycowe, cykle menstruacyjne. Mistyczne złączenie z naturą, panowanie nad życiem (poród) i śmiercią (magia). Rytuały przejścia: pierwsza miesiączka to wejście w kobiecość, pierwsza ciąża to wejście w macierzyństwo itp). Gorzkie gody.
Motyw kobiecych orgii i podobnego kontekstu obrzędowości pojawiał się także w starożytności. Akt oddania się kobiecemu bóstwu przez stosunek seksualny to mit o Kybele i Attys, w którym połączenie bogini z kapłanem-kochankiem skutkowało jego kastracją. Można rozwijać ten motyw w nieskończoność, pisząc o wszystkich tych literacko-filmowych femme fatale o mentalności modliszki czy czarnej wdowy. Mniej drastyczne i patrymonialne opowieści snują bachtanki i kult ku czci Bachusa-Dionizosa.
Przywoływanie "Fausta" czy "Mistrza i Małgorzaty" wydaje się równie naturalne. Kiedy myślę o wizualno-emocjonalnym aspekcie tego utworu, widzę Blair Witch Project lub openingi do True Blood i American Horror Story.
Mamy więc napar, kobietę, wilki, ognisko, ducha, zmianę kształtu, taniec, ogień, bestię - i przypuszczalnie seks.
Logiczną konstatacją w tym przypadku musi być czarownictwo, lecz niesprecyzowane co do postaci. Przywoływanie duchów to temat zarówno z dziedziny egzorcyzmów, satanizmu, voo doo, wicca, OUIJA, czarnej magii czy ogólnie przyjętego szamanizmu.Muzyka inspirowana taką tematyką ma oczywiście własną nazwę i czołowych przedstawicieli - to witch house.
Jak można wywnioskować z tej notki, przepadłam z kretesem i zwyczajnie zakochałam się w dźwiękach dla czarownic. A Wam co siedzi w głowie przy słuchaniu tego kawałka? ;)